środa, 15 sierpnia 2012

Pieczony rozbef

Jestem nieuleczalną anglofilką. Kocham brytyjską literaturę, muzykę, łagodny klimat, który sprawia, że angielskie ogrody są tak cudownie zielone, fuksje rosną w ogromne krzewy, a róże nie wymarzają. O zgrozo, lubię także brytyjską kuchnię! Współczesna brytyjska kuchnia niewiele ma wspólnego z dawnymi stereotypami. Jak w tyglu mieszają się w niej najróżniejsze wpływy dawnych kolonii i panujących kulinarnych trendów. Jest kolorowa i różnorodna jak współczesna brytyjska ulica. 
Pieczona wołowina, często w towarzsystwie Yorkshire pudding, to klasyk. Najlepsza pieczeń to taka, która jest w środku różowawa. Długość pieczenia zależy, oczywiście, od rodzaju mięsa. Polędwica potrzebuje nieco mniej czasu niż rozbef. Jako że ceny polędwicy wołowej są tak wysokie, że wręcz zaporowe, z powodzeniem zadowalamy się dobrej jakości rozbefem. 


Składniki:

  • ładny kawałek rozbefu (ok. 1 kg)
  • 1 łyżka ziaren gorczycy
  • 1 łyżeczka soli
  • pieprz
  • 2-3 łyżki oleju
  • ok. 150 ml wina
  • 1 szklanka bulionu
Gorczycę rozetrzeć w moździerzu na proszek i wraz z solą i pieprzem wetrzeć w mięso.
Piekarnik rozgrzać do temperatury 220 st. Do naczynia do pieczenia wlać olej i ułożyć na nim mięso. Wstawić do nagrzanego
piekarnika i piec ok. 30-40 min. Jeżeli mamy termometr do mięsa, można się nim wspomóc, aby wołowina była idealnie upieczona. Jeżeli chcemy, by pieczeń była wewnątrz lekko różowa - a taka jest najsmaczniejsza - temperatura wewnątrz nie powinna przekroczyć 60 stopni. 
Po upieczeniu mięso powinno "odpocząć" co najmniej 10 minut. Jest to ogromnie ważne, by soki równomiernie się rozpłynęły. Mięso zawijamy w folię aluminową, trzymamy w cieple (ja otulam zawinięte w folię mięso dwiema ściereczkami kuchennymi) i zabieramy się za przygotowanie sosu.
Naczynie, w którym piekło się mięso stawiamy na ogniu. Wlewamy wino i, starając się zeskrobać z dna naczynia wszystko, co do niego przywarło, nieustannie mieszamy. Kiedy płyn nieco odparuje i zgęstnieje, dolewamy bulion i nadal mieszamy. Po odparowaniu mniej więcej połowy, przelewamy do sosjerki.
Mięso po "odpoczynku" kroimy w cienkie plastry i polewamy sosem.
Smacznego!


6 komentarzy:

  1. Irenko wiem, ze pytanie pewnie proste, ale zapytam o bulion. Robisz z kostki czy masz jakoś zmagazynowany?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam na temat bulionu zrobić osobny wpis na blogu i pewnie zrobię. Kostek bulionowych raczej nie używam ze względu na glutaminian sodu, którego unikam w kuchni. Jeżeli robię jakikolwiek wywar, mięsny czy warzywny, staram się zachowywać wszystko, czego nie zużyję od razu. Czasami mrożę, czasami gorący wlewam do słoika i trzymam w lodówce. Czasami zostaje jakiś czysty sos z mięsa. Z kupnych używam tych bez glutaminianu, najczęściej warzywnych bulionów w postaci proszku. Najczęściej kupuję ten http://images.sklepy24.pl/11912118/522/large/bulion-warzywny-bezglutenowy.jpg , choć nie jest najtańszy. Można go coraz częściej kupić w zwykłych supermarketach. Czasami, choć rzadko korzystam z
      bulionetki Knorra, Bo nie ma

      Usuń
    2. C.d. bo nie ma glutaminianu sodu. Mam gdzieś przepis na zrobienie domowej bulionetki, więc zamierzam kiedyś spróbować. Jak wyjdzie, to podzielę się przepisem.

      Usuń
  2. Pyszny byl! I bardzo delikatny jak na wolowine, startuje do katalogu moich ulubionych pieczeni. Bardzo chetnie przeczytam i wyprobuje inne Twoje "nieuleczalnie anglofilskie" przepisy. Na yorkshire pudding tez ;). pozdrowienia, Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że się udał, bo czasami mimo starań wołowina jest twarda i już, bo mięso jest kiepskie, nie było sezonowane, itp.
      Pozdrawiam, Irena

      Usuń
    2. Bardzo się cieszę, bo czasami mimo starań wołowina jest twarda i już, bo mięso jest kiepskie, nie było sezonowane, itp.
      Pozdrawiam, Irena

      Usuń